sobota, 17 grudnia 2011

Hiszpania. Rozdział 1: U Dalego

Hola! W dzisiejszym odcinku opowiem Wam o niezwykłym miejscu i o tym, jak ja je widziałam. Mam na myśli The Dali Theatre-Museum mieszczące się w katalońskim miasteczku Figueres. Z jednej strony to największy surrealistyczny obiekt na świecie, fenomenalny, z drugiej natomiast strony, wizyta w nim wyzwoliła we mnie chwilowo instynkt zabójcy. Dlaczego? We wrześniu sezon na zwiedzanie jest jeszcze w pełni, co za tym idzie tłumy turystów doprowadzają do szału, pomimo że samemu jest się zwiedzającym. Jak na surrealizm przystało w muzeum nie ma ustalonego kierunku zwiedzania, co w praktyce oznacza komunikacyjną katastrofę, podeptane stopy i skrajne poirytowanie. Nie ważne. Było warto. Na pierwszy rzut idzie fasada budynku.



Na jego dachu umieszczone są olbrzymie gipsowe jajka, pomiędzy nimi stoją figury a'la oscary, mające na głowach bagietki. Te "kropeczki" na ścianach to...zgadnijcie co? Wspomogę się następnym zdjęciem.



Tak, Moi Mili są to bochenki tradycyjnego katalońskiego chlebka. Już wyjaśniam cały zamysł. Dla Dalego jajka i chleb były symbolami początku życia. Chciał w ten sposób zachęcić ludzi do sztuki i pokazać, że może być ona powszednia, dla ludu, jak proste pieczywo. Podobno Salvador często podczas tworzenia jadł wyłączenie chleb i popijał go wodą mimo tego, że był smakoszem. Wielokrotnie powtarzał: "Można nie jeść w ogóle, ale nie można jeść źle." Przypieczętowaniem tezy, że kochał jedzenie jest fakt, że w wieku siedmiu lat chciał zostać "kucharką". Lecimy dalej.



W patio muzeum stoi autentyczny czarny Cadillac, którym Dali jeździł ze swoją kochaną Galą. Z tego co pamiętam było to drugie tego typu auto sprowadzone do Europy. Czysta ekstrawagancja. Teraz jest częścią instalacji o uroczej nazwie "Deszczowa taksówka". Nad samochodem zawieszona jest łódź, do której przyczepione są prezerwatywy wypełnione niebieską farbą. Popatrzcie sami:



Na zdjęciu widać też szklaną kopułę, umieszczoną nad hallem muzeum. Dali uważał, że pod nią kumuluje się cała energia wszechświata, a stanie wprost pod jej centrum dostarczy zwiedzającym nieziemskich doświadczeń i otwarcia umysłu. Stałam i... do tej pory czekam na efekty ;). Schodzimy nieco niżej.



Ta praca mieści się pod kopułą, naprzeciwko głównego wejścia (widać cień metalowego szkieletu na płótnie). Rozmiary malowideł Dalego są naprawdę imponujące. W muzeum znajduje się ponad 360 prac artysty , w tym mnóstwo instalacji, ale moim zdaniem nie da się tego policzyć, bo całość jest wielkim dziełem surrealizmu, który dzieli się na mniejsze składniki.



Urzekła mnie biżuteria zaprojektowana wspólnie przez Galę i Dalego. Zresztą ich dziwaczna miłość to temat, który przewija się w tym budynku bez przerwy. Zdecydowanie była jego największą (jedyną?) miłością, jego Galą, Galuszką. Gabloty z biżuterią mieszczą się w krypcie, gdzie złożone są prochy Salvadora. To mój ulubiony wisior.



Z innych ciekawostek. W teatro-muzeum znajduje się mała, prawie klaustrofobiczna sala obita cała czerwonym płótnem, w niej znajdują się najmniejsze, ale też jedne z najcenniejszych dzieł artysty. Nazywa się tę salę "szkatułką". Rzeczywiście, będąc w niej miałam uczucie, że jestem we wnętrzu jakiegoś puzdereczka. Tak naprawdę mogłabym opowiadać o tym miejscu godzinami, ale bardziej zależy mi na tym, żeby pokazać Wam tylko smaczki, a właściwie przedsmaczki tego, co można tam zobaczyć.

Mogę Wam coś obiecać. Jeśli zwykle omijacie muzea szerokim łukiem, w ogóle nie interesujecie się sztuką i kojarzy Wam się to ze skrajną nudą, to i tak Wam się to spodoba. Moim zdaniem tam jedynie bezduszna osoba pozbawiona wyobraźni nie złapie no wiecie...zajawki. Jest bardzo dziwnie, szokująco i na pewno nieraz się uśmiejecie.

Serdeczności. Karcia.