poniedziałek, 23 listopada 2009

"Ciągle kocham tych facetów."

Dawno mnie tu nie było, a to dlatego, że jakby to powiedział Ringo, czułam się jak pęknięta pałeczka od perkusji, to znaczy grypowałam, lub z rosyjskiego "zabaliełam grippam".

A' propos mojego kochanego Ringa. Nagrywa płytę! Zapowiada się wg mnie dość dziwnie, bo jestem kompletną zwolenniczką "starych żuczków", ale chętnie posłucham, co z tego wyjdzie. Harmonijkowe momenty, które Lennon uczynił legendarnymi, zagra Steven Tyler z Aerosmith. Do Ringa przyłączył się Paul McCartney, czyli chłopcy z Liverpoolu w...półkompletcie (?) już niedługo zaczną nagrywać. Podobno spotkali się na koncercie charytatywnym w NY i tam spiknęli. Ale nie będą grać tylko dawnych utworów! Te słowa budzą we mnie kosmiczne emocje: będą nowe piosenki Beatlesów!
A wiecie co? Każdy kto kocha Beatlesów zna piosenkę "When I'm sixty-four" , prawda? Zgadnijcie ile Ringo ma lat? Tak, właśnie tyle. ;) Zalinkowałam wersję z filmu "Yellow Submarine", do którego wracam i wracam jak opętana.

The Beatles. Dzień 23 urodzin Pauliego.

"The Beatles to przeszłość, ale John, Paul, George i Ringo... Bóg jeden wie, jakie relacje będą posiadali w przyszłości. Ja nie wiem. Ciągle kocham tych facetów. Ponieważ oni zawszę będą tymi ludźmi, którzy byli częścią mojego życia."
John Lennon
Kochani kolejna rewelacja. Od 21 listopada, to znaczy od dwóch dni można w Muzeum Narodowym w Krakowie (Gmach Główny) oglądać przywiezione prosto z Budapesztu dzieła Francisca Goi ("Rozstrzelanie powstańców madryckich" w towarzystwie rycin z serii "Okropności wojny") Tematyka nie jest lekka, ale okazja z pewnością niepowtarzalna. Wystawa potrwa do 14 lutego. Będę tam początkiem grudnia i z pewnością zdam Wam relację. A póki co właśnie jestem na etapie czytania biografii Goi, więc pewnie będzie cały post poświęcony właśnie jemu.

Francisco Goya. Rycina z cyklu "Szaleństwa".
Od pierwszego spojrzenia spodobała mi się jej absurdalność.

A z wieści lokalnych- jak to brzmi...
Jutro tj. 24 listopada o godzinie 17:00 w MDK w Andrychowie odbędzie się wernisaż poplenerowej wystawy andrychowskiej Grupy Twórców "My", z którą to grupą miałam przyjemność uczestniczyć w plenerze. Nieskromnie dodam, że będą tam dwa moje obrazy, mimo że w tym roku do "My" jeszcze nie należę.

A teraz z już całkiem lokalnie, bo z serca. Ciało ludzkie jest cudem. Tak heroicznie potrafi radzić sobie z chorobą i walczyć. Służy mi cholernie wiernie i chyba nigdy tego nie doceniałam tak jak teraz. Pokochałam swój dzielny organizm, choć to brzmi prześmiesznie. W zdrowym ciele zdrowe ciele. Naprawdę. Jest jeszcze coś, co pomogło mi dojść do siebie.

No nic. Teraz biorę się za zawojowanie świata.
Serdeczności. Karcia.

PS. Pozdrawiam Basię K. Nie mogłam się powstrzymać. :)

sobota, 14 listopada 2009

Musi być uchwytnie i dotykalnie.

Metoda kojarząca mi się z programami komputerowymi do projektowania wnętrz itp. (tych często dołączanych do gazet) została w sprytny sposób wykorzystana do całkiem ciekawego projektu "wirtualnych wystaw". Wchodzisz na stronę internetową i już przenosisz się z świata jednego artysty w świat następnego, a to wszystko bez wyjścia z domu. Przykłady takich wystaw znajdziecie na stronie Muzeum Narodowego w Krakowie. Wasz komputer musi jedynie być sprawny i podłączony do szerokopasmowego Internetu. (z moim bywa różnie, a Internet do niego podłączony bynajmniej nie jest szerokopasmowy, więc moje wirtualne wycieczki są znacznie ograniczone) Zrobiłam screeny ze strony Muzeum i wygląda to wszystko mniej więcej tak:


Fragment wystawy Zofii Stryjeńskiej.

Fragment wystawy "Teatr Ogromny"

Fragmenty wystawy "American Dream"

Niby to wszystko takie szybkie, łatwe i przyjemne, ale moim zdaniem jest to raczej "quasiprzyjemność". Ja tam wolę wejść, kupić bilet, wziąć folder i trzymać go z przejęciem w ręce. Poczuć zapach budynku, atmosferę, przestrzeń ekspozycyjną i ból nóg. Mogę podchodzić z moim notesem i spisywać ciekawostki z tablic zapisanych maczkiem. To wszystko składa się według mnie na prawdziwe zwiedzanie. Tak już mam.

A teraz kompletny listopadowy miszmasz:
Oglądałam dzisiaj film "Muza i meduza" o pewnym młodym nieudaczniku, który odwiedził akurat swojego starego znajomego ze szkoły średniej. Ten zapytał go:
- No i stary co porabiasz?
- Właśnie skończyłem studia, historię sztuki.
- Czyli jesteś bezrobotny?
- Hmm...tak.

Rymy z internetowej witryny.

Na jesienno-zimowe wieczory polecam Wam gorąco TĘ STRONĘ. Jest zabawna i pomysłowa, wysyła do mózgu jakieś pozytywne impulsy, o które w tym chłodnym i ciemnym czasie bywa ciężej. Gratuluję pomysłodawcy! A to cytat ze tej strony:
"Proces tworzenia ma być wesoły, zaś Majkel Andżelo jest raczej goły!"


"Hello Mr Zebra..."
Skoro kolory czysto biały i czysto czarny są jednymi z najrzadziej występujących w przyrodzie, to dlaczego zebra jest mistrzem kamuflażu? Otóż kamufluje się, ale nocą, w dzień jest bardzo widoczna! A tak mnie to nurtowało! A po co jeszcze ma paski? Żeby nie gryzły jej muchy tse-tse, i żeby dzieci mogły po paskach na jej zadku rozpoznać swoją rodzicielkę. No i sprawa rozwiązana.

Rekord świata Domino Day został wczoraj po raz kolejny pobity. Cudnie prawda?
Jednak nie taki całkiem trzynastego ten piątek ;)

Co to dużo mówić. Jest jesień, a życie kwitnie. Powiedzenie, że coś jest "brzydkie jak listopadowa noc" jest dla mnie kompletnie nieuzasadnione.

Serdeczności. Karcia.
PS. To nie jest tak, że tutaj ostatnio powiewa prywatą. Tutaj szaleje istny huragan prywaty. Chyba trzeba coś z tym zrobić.

wtorek, 10 listopada 2009

Prawy do lewego?

Już dawno o tym myślałam. Jako, że należę do osobników o bardziej rozwiniętej prawej półkuli mózgu, nie omieszkam napisać o tym, że lewy nie znaczy gorszy. ;)

Prawa półkula teoretycznie odpowiada za: rytm, świadomość przestrzeni, obraz całości, wyobraźnię, marzenia, postrzeganie kolorów, postrzeganie rozmiarów. W takim razie nie narzekam.
Jednocześnie będąc leworęczna teoretycznie jestem uboższa o: logikę, liczby, hierarchię, linearność i zbiory.

Specjalnie użyłam słowa "teoretycznie". Badania naukowe badaniami, ale zbyt wiele czynników ma wpływ na zdolności i umiejętności, aby przypisywać je głównie prawo lub leworęczności. To jest trochę jak bezgraniczna wiara w horoskopy- bez sensu... Niemniej jeśli się sprawdzi, to nic się nie stanie.

Rozśmieszyło mnie to, gdy wchodząc na stronę leworęczność.pl natknęłam się na pełne patosu intro o Napoleonie. Jeśli to kogoś podbudowało i uważa, że bycie leworęcznym to klucz do sukcesu, to niech sobie tak myśli. Nie każdy kto leworęczny to Napoleon...tak samo, jak nie wszystko czekolada, co jest brązowe.

Co jeszcze mnie śmieszy to to, że naczytałam się dużo o dyskryminacji leworęcznych, o braku odpowiednich artykułów papierniczych itp. O biedactwa! Jedyne co mi może "przeszkadzać" to to, że mam napisy na ołówkach do góry nogami, i że czasem mi się atrament z pióra rozmazuje. Poza tym, nie narzekam, bo linijką mnie nigdy nie bili.

Ringo Starr
  • Leworęczni to największa mniejszość świata.
  • 13 sierpnia - Międzynarodowe święto osób leworęcznych.
  • Po łacinie leworęczność to "sinistral" - diabeł. Francuskie słowo „gauche” oznacza osobę leworęczną, a także kogoś niezręcznego, niezdarnego, pozbawionego ogłady. Włoskie słowo „mancini” może być użyte w znaczeniu „krzywy”, „zdeformowany” lub „nie uczciwy”. Portugalskie słowo „kanhoto”, czyli „lewy”, występuje również w znaczeniu „słaby”, „kiepski”. W angielskim zwrocie „cack-handed” słowo „cack” to odchody.
  • Grecy i Rzymianie nosili obrączkę na lewej ręce, aby uchronić się przed złem, jakie w niej tkwiło. Uważa się, że toast wzniesiony lewą ręką jest nieszczery lub podszyty wrogością.
  • Za to Inkowie oddawali cześć ludziom leworęcznym, a członkowie plemienia Zuni, żyjącego w Ameryce Północnej, wierzyli, że ludzie leworęczni przynoszą szczęście.
Źródło ciekawostek

Marilyn Monroe

A tutaj sławni leworęczni, bynajmniej nie "sławni, bo leworęczni" (wybrałam swoich ulubionych z długiej listy)

Sztuka:
Leonardo da Vinci, Henri Toulouse- Lautrec, Albrecht Durer, Paul Klee, Peter Paul Rubens
Muzycy:
Wolfgang Amadeusz Mozart, Ludwig Van Beethoven, Ringo Starr, Niccolo Paganini,Jimi Hendrix
Moda:
Jean Paul Gaultier
Pisarze:
Mark Twain, Franz Kafka
Aktorki:
Marilyn Monroe, Julia Roberts, Demi Moore, Nicole Kidman, Whoopi Goldberg, Angelina Jolie, Drew Barrymore
Aktorzy:
Robert de Niro, Gary Oldman, Charlie Chaplin


Charlie Chaplin

Dzisiaj 11 listopada. Mimo, że wolność zmusza do dokonywania trudnych wyborów...

"Mając wolność, kwiaty, książki i księżyc, któż nie byłby w pełni szczęśliwy?"

("With freedom, flowers, books and the moon, who could not be perfectly happy?")

Oscar Wilde

Uwaga, uwaga! W piątek 13 (szczęśliwy dzień!) Dzień Domina. Oglądajcie TVN o 22.00. To taka moja dziecinna naleciałość, zupełnie jak uwielbienie dla fajerwerków. Temat przewodni to "Świat Domina". Ze wszystkich, które oglądałam najbardziej podobał mi się temat "Muzyka z filmów" w 2006 roku. Na pierwszym Domino Day w 1974 roku ilość przewróconych kostek wynosiła 11 111. W tamtym roku było to 4 345 027 kostek. Jest postęp. Ahh, nie mogę się doczekać!

Serdeczności. Leworęczna, uwielbiająca fajerwerki i domino- Karcia.

sobota, 7 listopada 2009

"Prowadź swój pług przez kości umarłych"

Jadąc busem relacji Wadowice - Andrychów, czyli najczęściej uczęszczaną przeze mnie trasą, dowiedziałam się, że...
W listopadzie (podobno 25 lub 27) do księgarni trafi nowa książka nie wiem czy Wam znanej Olgi Tokarczuk (TUTAJ jej strona) pt. "Prowadź swój pług przez kości umarłych".

Wiadomość dla mojej klasy:
Czy wiecie, że jej akcja rozgrywa się w Kotlinie Kłodzkiej?
(słodko- gorzka ironia;))

Spodziewam się po tej książce dużo, zwłaszcza po przeczytaniu paru poprzednich (tj. "Dom dzienny. Dom nocny","E.E", "Prawiek i inne czasy", "Gra na wielu bębenkach", "Bieguni", "Anna In w grobowcach świata" - faworyci delikatnie wyszczególnieni ;))

Proza Tokarczuk to swoisty dowód na to, jak niezwykła może być zwyczajność i codzienność. Nikt nie potrafi ujmować nieskandalicznie zwyczajnej rzeczywistości w tak przejmujący sposób, jak robi to Olga Tokarczuk. Największe dreszcze miałam, gdy przeczytałam ten fragment jej książki:

"Boję się nie śmierci w ogóle, ale samego momentu, kiedy już nie będę mogła niczego przesunąć na potem. Ten strach przychodzi zawsze wtedy, gdy jest ciemno, nigdy za dnia, i trwa kilka strasznych chwil, jak atak epileptyczny"
Bywam w takim stanie, ale nie umiałabym tego opisać w taki sposób. Dreszcze miałam chyba dlatego, że wtedy pierwszy raz poczułam coś takiego w trakcie dnia.

"Teraz każde zdanie należy zaczynać od "zawsze". Ale "zawsze" kiedyś się kończy. Czas nie lubi dawać rozciągać się w nieskończoność. Lubi małe kroki, tykanie zegarków, krople, detale."
To było o miłości i nawet nie wiecie, jak bardzo się z tym zgadzam.

Bardzo mnie zaintrygowała teoria przedstawiona w "Dom dzienny. Dom nocny".
"Włos, który rośnie, zbiera myśli człowieka (...) Jeżeli więc chce się o czymś zapomnieć, zmienić, zacząć od początku, trzeba obciąć włosy i zakopać je w ziemi"

Było jeszcze o potępieniu włosów farbowanych. Farbowanie podobno kompletnie deformuje myśli. Stąd moje rude (już niestety wyblakłe) pasemko. Chciałam właśnie celowo zdeformować część swoich myśli, nawet gdyby miały stać się niemożliwe i nieznośne.

Co bardzo dziwne, po czytaniu wyżej wymienionych książek nabrałam ochoty na hodowanie roślin i mam zamiar na wiosnę się za to zabrać. Heh, już zaczynam tworzyć listę noworocznych postanowień.

Piątkowy wieczór zainspirował mnie do powrotu do Rolling Stonesów. Przy ten okazji polecam Wam mocno mocno odwiedzenie strony Young Gallery. Ja nie mogłam dzisiaj z niej wyjść, tak się zakręciłam. Cudowne te zdjęcia. A co to ma wspólnego ze Stonesami? A właśnie to:

Mick Jagger i Keith Richards.
Dzisiaj co chwilę słucham kompletnie najcudniejszej piosenki Stonesów.
"Wild Horses"

A tutaj trzy sceny sceny z gorączki piątkowej nocy:



Moniu, dziękuję za zdjęcia!
Serdeczności. Karcia.
PS. Zauważyliście nowy nagłówek? :>

wtorek, 3 listopada 2009

Z sennika.

Stary dom dziadka. Za nim piękny sad. Bujam się na huśtawce przywiązanej do drzewa. Nagle widzę między drzewami coś dziwnego. Przyglądam się. No przysięgam, widzę ogromnego brązowego bobra siedzącego na gałęzi. W łapkach trzyma niemowlę. Cała przerażona, biegnę do taty.
- Tato, w ogrodzie jest bóbr z dzieckiem na rękach! Zrobi mu krzywdę!
- Jak to? Nie wiesz co robić? Zawsze jak widzisz gdzieś pingwina z dzieckiem na rękach, to musisz ich rozdzielić. Dziecko odprowadzić na południe, a pingwina na północ, gdzie będziesz z nim walczyć o dominację.
Dlaczego zaczął mówić o pingwinach? Tego nie wiem, ale mówię:
- Dobrze.
Wracam do ogrodu ze strzelbą (jakbym jeszcze wiedziała skąd ona się wzięła) Strzelam. Nagle dziecko zmienia się w chłopca. Krzyczy z rozpaczą.
- Zabiłaś mojego psa! Zabiłaś go ugrem!
Patrzę. Faktycznie. Ogromny jak koń, zakrwawiony pies leży na trawie.
Jestem na siebie piekielnie zła i płaczę z tej złości. Tylko do cholery jak mogłam go zabić, skoro ugier to jest przecież tylko kolor...?

W takich momentach błogosławię wszystkie budziki, szczególnie mój, który przerwał to chore przedstawienie.
Nawet szanowny pan Freud by się poddał.

Oto jego słynna sofa. Muzeum Freuda. Londyn.

Swoją drogą kiedyś się w swoje sny wtrącałam. Grzebałam troszkę w tym wszystkim, ale teraz już nie za bardzo chcę. Wolę, żeby te dziwactwa wychodziły ze mnie naturalnie i niepohamowanie. Bo takie rzeczy chyba lepiej przeżywać we śnie, niż na jawie?

"Męczą lub dają odpocząć. Są twoje. Czasem ukojenie, czasem paranoje. Sny. Nawet gdy są złe to się budzisz, możesz w nich kochać lub mordować ludzi. Krzywe odbicie w witrynie twego ducha. Tajne, nie jawne jak życie. Tu wszystko dzieje się naprawdę."
WWO

A' propos snu. Piosenka. Passion Pit- Sleepyhead. To znaczy śpioch ;).
Śmieszy mnie dzisiejszy dzień.
Uczucie na dziś? Niczego nie mogę ogarnąć.
Serdeczności- Karcia.