wtorek, 21 grudnia 2010

"Superinteligenty biały królik."

Tak przyjaciel określał Andy'ego Warhola- najbardziej popowego człowieka świata.
Dziś post właśnie o nim, bo niedawno skońćzyłam biografię (znowu seria Fortuna i Fatum i znowu się nie zawiodłam).



Jak na przykładowego artystę przystało miał pewien nałóg. Co Wy, mało pił. Za to kochał i ciągle wcinał słodycze, więc przyjaciółka mówiła do niego - Andy Candy. Podobno potrafił nie jeść nic innego, no oczywiście poza ukochaną zupą swojego dzieciństwa. Przed jedną z pierwszych wystaw wysłał swoją matkę do sklepu po 32 puszki "Campbell's", bo tyle było dostępnych na rynku smaków. Namalował wszystkie. W późniejszych latach odbiło mu na punkcie ćwiczeń fizycznych, , lekarzy, zbawiennego wpływu kryształów na zdrowie, ziołowych herbat (do filiżanek z herbatą również wkładał kryształy) i innych zdrowych rzeczy.

Z innych obsesji Andy'ego... ZBIERACZ. Co roku około 2 lub 3 mln dolarów wydawał na najróżniejsze przedmioty (codziennie odwiedzał pchli targ), których czasem nawet nie rozpakowywał, ale kupował i chował do szaf. Czy to była tandeta, czy coś wartościowego, mniejsza o to.

Z wielu wyłowionych cytatów wybrałam ulubione:
"Śmierć to najbardziej żenujące zdarzenie, jakie może się komuś przytrafić, ponieważ ktoś inny musi się zająć wszystkimi sprawami. Umierasz, a ktoś musi zająć się ciałem, załatwić pogrzeb i miejsce na cmentarzu, wybrać trumnę, zamówić nabożeństwo, ubranie i znaleźć kogoś, kto cię przygotuje i zrobi makijaż. Chciałbyś pomóc, a już najbardziej chciałbyś zrobić to wszystko sam, ale nie żyjesz, więc nie możesz."


Nie ma posta o Warholu bez wzmianki o miejscu-legendzie. Oto The Silver Factory, atelier Księcia pop-artu i jego świty, często naćpanej i nieznośnej. Praktycznie wszystko pokryte jest folią aluminiową, a na środku Andy na równie słynnej co on czerwonej Art Deco kanapie.

Książka pozwala naprawdę w sensowny sposób ogarnąć filmową działalność Andy'ego. Filmy są ciekawie zinterpretowane i służą troszkę jako przewodnik do oglądania. Aha, zapomniałabym wspomnieć o smaczkach towarzystwa Warhola. Był w stałej wojnie z Bobem Dylanem, który był w Fabryce nazywany "mendą". Spotkania towarzyskie z Lennonem i Yoko Ono (nie cierpiała Andy'ego, podobno z zazdrości o jego popularność), Stingiem, Carlem Lagerfeldem, Yves saint Laurent i innymi. Listy pełne uznania od Picassa czy Dalego. Epizodyczna współpraca przy pierwszej płycie Velver Underground. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Jeśli chodzi o podsumowanie książki, to mniej zainteresowanym może wydawać się przydługawa, ale naprawdę otwiera oczy tym, którzy kiedy myślą "Warhol" to widzą jedynie puszkę zupy Cambell's i kilka dziwnych kolorowych zdjęć Marilyn Monroe. Za biografią stoi człowiek z krwi i kości ze swoimi obsesjami, miłościami, fetyszami. Zżyłam się nim i jak idiotka pod koniec czytania prawie się rozpłakałam, że umarł, mimo, że wiadome czego można spodziewać się na końcu biografii kogoś, kto umarł 23 lata temu. O, głupia ja! ;)

"Podoba mi się, że w Ameryce najbogatsi konsumenci w zasadzie kupują te same rzeczy, co biedni. Siedzisz przed telewizorem i pijesz Coca Colę, i wiesz, że prezydent pije colę, Liz Taylor pije colę, i myślisz sobie, że ty też możesz pić colę."
Andy Warhol

A na to natknęłam się kiedyś w internecie:


Jeszcze na koniec link do
FILMU o Edie Sedgwick, gwieździe filmów Andy'ego. Belle!

Serdeczności. Karcia.


PS. Dobra, Trochę swojskości na koniec. Rodzice Andy'ego pochodzili ze Słowacji, dopiero w późniejszych czasach wyemigrowali do Stanów.

niedziela, 5 grudnia 2010

Frida.

Frida, Frida, Frida! Meksykańska malarka, która w wieku 18 lat uległa masakrycznemu wypadkowi, z którego cudem wyszła. Uosobienie siły kobiecej, walki, pasji i namiętności.

Autoportret

Zacznę od filmu. Z 2002 roku. Dostał dwa Oscary - za muzykę i za charakteryzację. Ja najbardziej w tym filmie lubię taką scenę:

Tina stawia na stolę butelkę czegoś mocniejszego i mówi: "Whoever takes the biggest swig can dance with me". Nikt nie może podołać. Frida obserwuje wszystkich po czym bierze butelkę wypija bez mrugnięcia okiem olbrzymi haust. Wszystko kończy się tangiem tańczonym przez Tinę i Fridę. Zobaczcie sobie TUTAJ.

Druga rzecz, która mi się szczególnie podobała to obrazy Fridy zamienione w żywe sceny wzorowane na płótnach. Siłą rzeczy charakteryzacja musiała być dopracowana.

Fridę zagrała Salma Hayek - też Meksykanka. Natknęłam się kiedyś na film o Hayek i podobno ładna batalia była, żeby dostać tę rolę, o której Salma marzyła od lat. Ponoć autentyczne sukienki Fridy pasowały na Salmę jak ulał. Aktorka uczyła się malować, poszukiwano kostiumy po całym Meksyku.

Salma Hayek jako Frida

Diega Riverę grał Alfred Molina. Nie mogłam się przyzwyczaić, że grał kobieciarza, bo kojarzę do z roli dobrego sierżanta Dunlopa z filmu "Mały Zdrajca" (bardzo ciepła, momentami smutna historia, na podstawie książki Amosa Oza pt. "Pantera w piwnicy" o przyjaźni małego palestyńskiego chłopca z sierżantem brytyjskim ).

Jeśli ktoś z Was jest miłośnikiem biografii to serdecznie polecam to wydawnictwo, którego okładkę wkleiłam poniżej (Fortuna i Fatum). Jeszcze mnie nie rozczarowały, chociaż nie są łatwe do czytania, bo oprócz barwnych anegdot mają mnóstwo dat, faktów, nazwisk i miejsc. Picassa i Janis Joplin dosłownie połknęłam , ale Goi jakoś nie mogłam "domęczyć" :).


Co do faktów w książce, to na dowód zamieszczam cytat dotyczący obrażeń Fridy po wypadku autobusowym.

"Wielu lekarzy badających wówczas Fridę wyraziło zdziwienie, że w ogóle przeżyła: kręgosłup był złamany w trzech miejscach na odcinku lędźwiowym; złamaniu uległa szyjka kości udowej, połamane były żebra; lewa noga doznała złamań w jedenastu miejscach, kości prawej stopy zostały zmiażdżone i przemieszczone; zwichnięty był lewy bark, a kość biodrowa rozpadła się na trzy kawałki. Stalowa poręcz autobusu przebiła brzuch od strony lewego boku i wyszła przez pochwę".

Frida i tak stwierdza, co można zobaczyć na okładce łączonej biografii Diega Rivery i Fridy, że:

"W swoim życiu przeżyłam dwa wypadki. Jeden to autobus, który mnie połamał, drugi to Diego. Diego był tym gorszym"


A tutaj piosenka z "Fridy", co to do Oskara nominację dostała:

"Burn it blue"

Serdeczności. Karcia.