sobota, 27 lutego 2010

A little bit hazy, but I’m stone, cold, sober.

Dzisiaj tytuł angielski, bo tłumaczenie tekstu wychodzi zbyt koślawo.

Zainspirowana pierwszymi promieniami wiosennego słońca, poczułam, że czas najwyższy sprawdzić co w Wiankach na ten rok piszczy. Wiem...dopiero luty. No i sprawdziłam. W artykule, który znalazłam pojawia się wprost stworzona dla mnie, sielankowa wizja czerwcowej nocy świętojańskiej.

Henryk Siemiradzki - "Noc Świętojańska"

"Organizatorzy planują postawić do Wawelem zrekonstruowane podgrodzie, z palisadą, wieżami wartowniczymi, kramami kupieckimi. Wchodząc na jarmark, będzie można wymienić złotówki na dukaty krakowskie, aby mieć czym płacić za sprzedawane na nim stroje, potrawy czy pamiątki. W programie mają się ponadto znaleźć liczne rytuały, a także degustacja potraw kuchni średniowiecznej i renesansowej oraz prezentacja produktów benedyktynów z Tyńca, które spływać będą na jarmark Wisłą."
Więcej poczytajcie sobie TUTAJ.

Swoją drogą Noc Kupały śmiało może być traktowana jako nasz polski odpowiednik święta zakochanych. Po co świętować Valentine's Day rodem z zachodu, skoro możemy celebrować swoje, słowiańskie? I tutaj mogę powiedzieć śmiało, że i swoje i lepsze. Topienie wianków, szukanie kwiatu paproci, wróżenie z wody w studni, polnych kwiatków, wreszcie opowieści o strzygach, topielicach i innych cudaWiankach. Nie lepsze to od "love, hearts, kisses"?

Jak już jestem przy takich obrzędach...niedługo pora topienia Marzanny, Moreny, czy tam Śmiercichy. A jak to było zeszłego roku?


Dzisiaj przy rannej kawie z mlekiem w proporcjach 1:1 pilot od telewizora naprowadził mnie na "Dzień Dobry TVN", a konkretnie na występ Palomy Faith. Chyba już wszyscy znają jej kawałek "New York". Potem był wywiad. Przede wszystkim urzekła mnie to, jak bardzo jest stylowa i jednocześnie sympatyczna. Druga sprawa to wizerunek rodem z teatru, kabaretu, film z lat 50', bo takiego dawno na rynku muzycznym nie było. Jestem nim o-cza-ro-wa-na! Trzecia sprawa- akcent. Wiem, że jest po prostu brytyjski, ale ja to tak zawsze. Posprawdzałam też kilka innych kawałków. Mówię tak, tak, tak. Film z jej video-pamiętnika, który znalazłam na youtube (TUTAJ) ostatecznie zadecydował o ogólnym wrażeniu. To się dopiero nazywa krytycyzm miłujący...

Paloma Faith

No to tyle. "Spotkamy się po trzeciej stronie lustra".
Serdeczności. Karcia.

PS. Za niespełna tydzień, bo za 6 dni dwa wielkie wydarzenia. Po pierwsze Monia oficjalnie, bo nieoficjalnie stało się to już dawno, przekracza próg dorosłości. I druga sprawa. Polska premiera "Alicji w Krainie Czarów". W zwiastunie obiecują, że będzie to "inne niż wszystko, co dotąd znam". A więc czekam.

poniedziałek, 15 lutego 2010

Żywioły "sztukotwórcze".

Dzisiaj notka niekreatywna. Po prostu przedstawienie teorii, notabene teorii fundamentalnej w moim rozumieniu tego i owego, właściwie wszystkiego.

W ramach wprowadzenia:
Niemiecki filozof Fryderyk Nietzsche twierdził, że sztukę tworzą dwa żywioły: dionizyjski i apolliński. Idealna sztuka i doskonałe życia to umiejętność odpowiedniego wyważenia tych dwóch pierwiastków. Tylko czy komuś to kiedykolwiek się udało lub uda? To jest trochę jak z alchemią.

Żywioł apolliński:
"... to zdolność tworzenia fikcji, pozoru. Pochodzi ona ze zdolności symbolicznych, czyli ekspresji najgłębszych przeżyć życiowych w formie obrazowej. Symbolizacja pozwala na utworzenie między ludźmi wspólnoty wyobrażeń i doznań. Dodatkowo żywioł apolliński sprzyja indywidualizmowi, stwarza poczucie samodzielności i wytwarza obraz samodzielnego bohatera."


"Apollo i Dafne"
Żywioł dionizyjski:
"Bardziej pierwotny i podstawowy. To impulsy ludzkiej aktywności, odczuwa się je w nastrojach, w upojeniu i wzruszeniu, często w pierwotnej muzyce, nastrojowości i spontaniczności."
"Triumf Bachusa"
"Przeciwstawne i jednocześnie współtworzące.
Dionizyjskie podłoże świata jednostka uświadamia sobie dzięki mocy apollińskiej.
Każde dzieło sztuki jest próbą przezwyciężenia bezsensowności istnienia i afirmacją piękna."

Teoria ta nie odnosi się tylko do sztuki, bo jak widać wyżej mowa o "podłożu świata".

Obecnie tęsknię za żywiołem apollińskim, bo dionizyjskim nasyciłam się w ostatnim czasie dość mocno. Za to wiem, że gdy tylko zajmę się mocniej dziedzinami Apolla, od razu zatęsknię z powrotem za Dionizosem. I tak w kółko. Taka sobie odwieczna walka.

"Kamień milowy"
Na KulturaOnline bardzo ciekawy news. Watykan symbolicznie wybaczył Lennonowi stwierdzenie, że "Beatlesi są sławniejsi od Jezusa". W rankingu (pewnej watykańskiej gazety)dziesięciu najlepszych płyt, które rozruszają każdą edycję włoskiego festiwalu piosenki San Remo, na pierwszym miejscu znalazł się"Revolver" Beatlesów. Czwórka z Liverpoolu nadal króluje, nawet w Watykanie.

Źrodła obrazków? Klik w obrazek.
W pisaniu postu wielce przydatna była książka "Nietzsche" Z. Kuderowicza.

Serdeczności. Karcia.
PS. Zastąp ciągłe mówienie "I will..." na "I'm going to...", a poczujesz w życiu sporą różnicę. Poważnie.

wtorek, 2 lutego 2010

Europe! Surrealizm to On.

Takie wieści lubię! Wczoraj rozstrzygnięty został międzynarodowy konkurs na projekt plakatu o haśle "I love Europe", który ma pojawić się we wszystkich krajach Unii Europejskiej z okazji obchodów Dnia Europy. Zwyciężył projekt Marii Mileńko, studentki trzeciego roku ASP w Poznaniu. Internauci oddali na plakat ponad 400 tys. głosów, podczas gdy drugie miejsce zajmował autor pracy, który zdobył o połowę mniej głosów. Dziewczyna podobno już teraz zasypywana jest propozycjami projektowania logo dla znanych międzynarodowych organizacji. Gratuluję!
Zwycięska praca:


Salvador Dali
"Moje sekretne życie"


Zastanawiałam się, czy po przeczytaniu tej książki uda mi się obalić w swojej głowie mit o tym, że Dali to kompletny egocentryk. I co? I nic. Jeszcze bardziej się o tym przekonałam. Jednak już tutaj wspominałam, że takiej formie egoizmu i narcyzmy mówię: "tak". Wilde stwierdził, że aby być egoistą, trzeba mieć ego. Dalemu na pewno tego nie brakuje. Jego wnętrze było przepełnione twórczymi absurdami. Można powiedzieć że wymiotował pomysłami. Rzeczywiście był siedliskiem geniuszu.
Wyłowiłam z książki cytat o pewnej niezwykłej kobiecie. Wiedzieliście, że Dali dobrze znał się z Coco Chanel? Zdarzało się, że projektował dla niej ubrania i biżuterię. Kiedyś też kręcił film z Alfredem Hitchcockiem. Jaki ten świat mały, prawda? Wracając do Chanel:

"Jednakże oryginalność Chanel była przeciwieństwem mojej. Odkąd sięgam pamięcią, bezwstydnie obnażam swoje myśli, ona natomiast nie ukrywa w prawdzie swoich, lecz zamiast je obnażać- ubiera. To, że profesjonalnie zajęła się krawiectwem zawsze było w niej biologicznie zdeterminowane, wywodziło się z wrodzonej wstydliwości. Jej ciało i dusza są najlepiej ubrane na Ziemi."

Gorąco polecam książkę, poczujecie się naprawdę dziwnie czytając ją. Choćbym nawet chciała, to nie potrafię jej zrecenzować. Dali serwuje swoje poglądy w sposób zmuszający do myślenia (ukazuje alkohol w bardzo nietypowym świetle.. Urzekająco opisuje swoje doświadczenia z najwcześniejszych faz życia (w pewnym momencie snuje opowieści z życia płodowego:)), lat młodzieńczych, w końcu czasu miłości do swojej najdroższej Galuszki.

Daję Wam link do krótkometrażowego filmu "Pies Andaluzyjski" (pierwsza część), którego współscenarzystą jest Dali. Jeśli umiecie go zinterpretować, to gratuluję. Ja tam nie umiem, ale w końcu to filmowy manifest surrealizmu! Mrówki wyłażące z ran, przecinanie gałki ocznej, szczątki ludzkie. Dwoma słowami: niema groza.

Prywatna impresja-dygresja.
Jest dobrze, a nawet lepiej niż dobrze.

Serdeczności. Karcia.
PS. W głośnikach króluje The Heavy.